Wszystkie ręce na pokład czyli o tym co...
Polska edukacja
Podobno zdalne nauczanie w Polsce istnieje. Tak przynajmniej w mediach przedstawił to Minister Edukacji Narodowej. Nie wiem jak to opisać, ale spróbuję... czy jest to element bezradności, braku przygotowania, wiedzy, systemu?
W moim przekonaniu cała ta sytuacja uwidacznia to w jaki sposób od lat zaniedbywany jest nasz system edukacji. Dzisiaj są oczywiście ważniejsze sprawy. Minister Zdrowia mówi pisze do Jurka Owsiaka SMS, czyli wszystkie ręce na pokład. W edukacji, zamiast opowiadać głupoty, również ktoś powinien głośno coś takiego powiedzieć.
A więc … zaczynamy.
Czy w szkole istnieje coś takiego jak zdalne nauczanie?
Nie ma żadnego jednolitego systemu. Szkoły pod względem technologii są pięćdziesiąt lat do tyłu. Mam za sobą ponad pięć lat dyrektorowania w dwóch placówkach. Gdy zaczynałem pracę w pierwszej z nich szkoła miała do dyspozycji dziesięcioletni sprzęt komputerowy i dwa/trzy niesprawne laptopy. Na dodatek w szkole przeciekał dach i sali komputerowej na środku stały wiaderka do których kapała woda. Po połowie roku mojego zarządzania zmierzyłem się z ewakuacją szkoły związaną z piecami gazowymi które zostały zamontowane w latach osiemdziesiątych i nie przez lata nikt ich nie naprawiał ze względu na brak pieniędzy.
Ale nie o tym piszę i wrócę do technologii. Jak to opisywałem wielu osobom to część z nich nie chciała mi wierzyć. Jak w takich warunkach uczyć informatyki? Jak uczyć na sprzęcie który był w wielu przypadkach starszy od części dzieci? Mimo to uparłem się i prostując po moim poprzedniku jeden projekt unijny (nazamawiał do szkoły rzeczy które do niczego się nie nadawały), wchodząc w kolejne doprowadziłem do powstania nowej pracowni informatycznej i doposażenie innych klasopracowni. Udoskonaliłem dostęp do internetu, szukając w firmach i korporacjach doposażyłem każdą salę w komputer. Gdy wprowadziłem dziennik elektroniczny, część nauczycieli była tym przerażona bo była to dla nich rewolucja porównywalna do lądowania na księżycu. Odejście od papierów po latach pracy bez zmian nie dla wszystkich byłą możliwa.
Obecnie jestem dyrektorem w innej szkole. Sytuacja z którą się tu spotkałem była gorsza od poprzedniej. Sprzęt komputerowy w stanie tragicznym. Wszystkie komputery w szkole na dzień pierwszego września miały powyżej piętnasty lat. Gdy uzyskałem podpis elektroniczny to nagle się okazało, że nie mam komputera na którym mogę go zainstalować. Po zdiagnozowaniu potrzeb okazało się, że w szkole nie ma nic. Są tablice, nauczyciele i... w niektórych salach kreda. Sam rozpocząłem działania i z dwóch korporacji pozyskałem komputery na których można robić cokolwiek. Mam przy tym inny problem... ludzki. Nauczyciel informatyki to nie informatyk i nie ma wiedzy potrzebnej do instalowania oprogramowania. Jest to śmieszna ale bardzo realna sytuacja w naszej edukacji. Nie mogę zatrudnić kogoś do obsługi sprzętu ponieważ nie mam na to pieniędzy.
I mogę tak o tym pisać bardzo długo ale … nagle spotykamy się z innymi problemami. Zakup tablicy interaktywnej, laptopa i czegokolwiek nowoczesnego to dla szkoły rewolucja... A teraz zdalne nauczanie. Nikt nikogo do tego nie przygotował. Nauczyciele dwoją się i troją aby przekazać dzieciom wiedzę. Nie ma jednolitego systemu dającego odpowiedź na pytanie jak to robić. I nie da się tego w dwa dni stworzyć. Państwo jako instytucja powinno być na to przygotowane. Wszędzie się mówi o cyfryzacji. To takie modne hasło od kilku lat jednak do poprzedniego tygodnia nie wolno było prowadzić takich zajęć nawet dla dzieci mających indywidualne nauczanie. Teraz nagle mają to robić wszyscy!!! Nauczyciele, dzieci, rodzice. I nikt do końca nie wie jak to ma działać. Nagle dyrektorzy mają przeprowadzić na ten temat rady pedagogiczne i to ma rozwiązać wszystkie kłopoty. Czary mary i będzie działać. Po kłopocie. Słyszymy że 92% szkół prowadzi zdalne nauczanie. Nikt do końca nie wie jak ma to działać ale prowadzą. A może wystarczy rozporządzenie? Jedno rozporządzenie i ogłośmy, że wszystko jest załatwione. W wielkim skrócie dyrektorzy mają przeszkolić nauczycieli i już … po kłopocie. A jeśli nauczyciel nie ma laptopa? W rozporządzeniu brak rozwiązania tego problemu ale tu mamy kilka możliwości. Pierwsza to powinien sobie kupić sam, druga to powinien mu kupić pracodawca (czytaj dyrektor, organ prowadzący itd.) lub trzecia, czyli cytując pana ministra, może przyjść do szkoły i prowadzić te zajęci ze sprzętu szkolnego. Gorzej jak komputery mają powyżej piętnastu lat a łącze internetowe jest jak sito lub padło z powodu przeciążenia. A gdzie w tym wszystkim zalecenia ministra zdrowia dotyczące zachowania bezpieczeństwa i nie wychodzenia z domu?
Wychodzi na to, że dyrektorzy szkół powinni przeszkolić nauczycieli, wyposażyć szkołę, stworzyć system edukacji zdalnej a to wszystko w pół dnia. Na koniec usłyszymy, że ktoś nad tym panuje.
Rodzice i dzieci.
Aby było jasne, kłopot ze zdalnym nauczaniem nie jest tylko problemem szkoły i nauczycieli. Problemy mają też dzieci i rodzice. Nagle spadło na nich coś, do czego nikt ich nie przygotował. Dosłownie z dnia na dzień szkoła została przeniesiona do domu. Zestresowani rodzice, zestresowane dzieci. Dorośli, którzy nawet pracując z domu kończą pracę około godziny siedemnastej, osiemnastej mają przejąć obowiązki szkoły. Zestresowane, zmęczone i próbujące się w tym wszystkim odnaleźć dzieci. Docierają do nich różne informacje. Nie wiedzą jak się uczyć, co mają robić i kiedy wrócą do szkoły. Dostają materiały których nikt nie jest w stanie im wytłumaczyć. Nie są fizykami, matematykami, chemikami, muzykami itd.. Wszyscy są przeciążeni. Uczniowie klas ósmych nie wiedzą co z egzaminami. Ministerstwo wyjaśnia, że nie są zagrożone. Nasuwa się tu jednak pytanie, po co są te egzaminy?? Jeśli mają dać jakiekolwiek wyniki to czy one będą miarodajne? Ja jestem przekonany, że najważniejsze w ich przypadku nie będą ich wyniki ale ich przeprowadzenie. Dzieci i rodzice będą się cieszyć, że się zakończyły. A jeśli część rodziców pójdzie po rozum do głowy i dla bezpieczeństwa swoich dzieci powiedzą - zostań w w domu? Po co wszystkim ten stres? Po co czekać do Świąt Wielkanocnych? Ten komunikat powinien być teraz! Tu nie chodzi o opinię dyrekcji Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Tu chodzi o ludzi!
Rozmawiam z wieloma nauczycielami i rodzicami. Nauczyciele się dwoją i troją. Rodzice to widzą ale jednocześnie dają jasny komunikat. W obecnej sytuacji na dłuższą metę nie pociągniemy tego wszystkiego. Nie damy rady. Mamy dość!!!
Dyrektorzy
Od dyrektorów szkół oczekuje się, że w ciągu kilku dni zmienimy oblicze naszej edukacji. Przez kilka lat nikt nas nie słuchał. Wprowadzana reformy bez konsultacji z nami. Wmawiano ludziom, że wszystko jest pod kontrolą i nie słuchano przy tym wypowiedzi fachowców. Większość znanych mi dyrektorów dwoi się i troi aby swoje szkoły przeprowadzić przez ten ciężki okres.
Nie dajmy się w tym wszystkim zwariować. Przejdźmy to wszystko razem ale wobec braku jakiegokolwiek systemu, jakiegokolwiek planu B i totalnego chaosu, zacznijmy wreszcie rozmawiać i podejmować racjonalne działania. Przejdźmy to wszystko i zacznijmy wreszcie naprawdę zajmować się naszą edukacją. Bo właśnie teraz wychodzą wszystkie jej wady.
Wszystkie ręce na stół.
Dodaj komentarz